„Teoria wszystkiego” mimo, że jej scenariusz napisało życie jest prawdziwym dramatem z dużą ilością wzruszających i zaskakujących wydarzeń. To kino zrealizowane w sposób przystępny dla większości z nas jednak poruszana tematyka wzbudza wiele kontrowersji i emocji, podobnie jak postać samego Hawkinga. Dobrze zapowiadający się doktorant Oxfordu, w szczytowym momencie swojego życia dowiaduje się o tym, że zostały mu dwa lata życia… Stephen Hawking niespełna w wieku 21 lat dowiedział się o tym, że choruje na stwardnienie zanikowe boczne, które w konsekwencji powoduje paraliż całego ciała. Właśnie w takim tonie zaczynają się pierwsze sceny „Teorii Wszystkiego”.Mimo, że film opowiada historię genialnego Stephena Hawkinga jest to przede wszystkim film o heroicznej walce jego pierwszej żony Jane Wilde, która dosłownie dwoiła się i troiła by zapewnić swojemu mężu godne, normalne życie. W filmie pojawia się dużo tzw. mocnych momentów, wzruszających, irytujących lub po prostu trudnych. Mimo tego, że cała historia toczy się wokół Hawkinga, to właśnie jego żona,w rolę której wciela się fantastyczna Felicity Jones nadaje fabule kolorów. W pewnym sensie ekranizacja opowiada równolegle dwie historie: ekscentrycznego, egoistycznego szczęściarza jakim był Stephen Hawking, oraz historię jego żony, pielęgniarki i anioła w ludzkim ciele w jednym.W czasie seansu niejednokrotnie nasuwa się pytanie dlaczego taka piękna i dobra kobieta zgodziła się na bycie nieustannie zmęczoną, samotną i walczącą z przeciwnościami losu bohaterką u boku swojego genialnego męża…
Film daje popalić ponieważ niektóre zachowania naukowego geniusza powodują w widzu chęć sprzedania kopniaka niepełnosprawnemu i ustawieniu go do pionu. Sinusoida heroicznej walki o rodzinę na granicy normalności i fenomenu nauki. Minusem filmu jest moim zdaniem czas jego trwania, który z lekka się przeciąga w niektórych momentach. Postawa Hawkinga, który bierze z życia to co najlepsze, mimo tych wszystkich utrudnień daje do myślenia. Ile ten człowiek miał szczęścia i musi mieć nadal, że pomimo swojej ułomności i trudnego charakteru doczekał się trójki dzieci, trójki wnucząt i dwóch żon wszystko na przestrzeni ostatniego półwiecza. Moim zdaniem bardzo dobry wynik jak na ograniczenia, które posiadał.
Dlaczego warto skusić się na seans z „Teorią wszystkiego”? Film opowiada o bardzo barwnej postaci, w pewnym sensie Stephen Hawking stał się ikoną popkultury obecnych czasów. Fabuła wciąga, o ile komuś nie przeszkadzają tzw. trudne momenty, w których ma się ochotę spuścić porządne manto glównemu bohaterowi. Gra aktorska tegorocznego laureata Oscara Eddiego Redmaynea warta świeczki i wyróżnienia. Podobno sam profesor był pod wrażeniem umiejętności aktorskich Redmaynea, twierdząc że po obejrzeniu filmu widział na ekranie prawdziwego siebie… Popieram wszystkie pochlebne opinie na temat tego aktora i jak nigdy zgadzam się z tegorocznym wyróżnieniem Akademii Filmowej. „Teoria wszystkiego” zyskuje ze względu na to, że film nie pokazuje cukierkowej wizji życia wielkiego człowieka nauki, tylko ukazuje prawdę: bolesną, trudną i niestety bardzo życiową. Puenta historii jest taka, że bez względu na wszystko największym sukcesem życiowym Stephena Hawkinga są nie odkrycia w dziedzinie nauki, tylko fakt posiadania rodziny. Bardzo fajne i pokrzepiające spostrzeżenie szczególnie z perspektywy pierwszej żony, która poświeciła mu kawał życia, opiekując się nim, wychowując dzieci, by w najmniej oczekiwanym momencie zostać porzuconą dla innej kobiety… Duże brawa dla twórców filmu za przedstawiony dosyć krytyczny obraz ukazujący prawdziwe życie z naukowym geniuszem, bez sielanki, upiększeń i złotego pyłu.
„Teoria wszystkiego” to film z gatunku tych, które trzeba obejrzeć i znać. Polecam najlepiej na jakieś leniwe popołudnie. Film oceniam jako interesujący, godny uwagi, jednak do obejrzenia na raz.
******
„Odkrycie naukowe nie jest może lepsze od seksu,
ale satysfakcja trwa dłużej.”
– Stephen Hawking BBC News, 16 stycznia 2002
Uwielbiam ten film